Mokuteki no Mai
Mai
26. Zerwanie
- Dzień dobry Mai. - Wychrypiał trochę rozbawiony nie otwierając nawet oczu.
- Co cię tak bawi?! I co do cholery robisz w moim łóżku?!- Wrzeszczałam na niego.
- Bawi mnie twoja reakcja. Sprostowanie słońce. To jest moje łóżko, nie twoje. – Uśmiechnął się widocznie z czegoś zadowolony. Rozejrzałam się po pokoju. Rzeczywiście to nie był mój pokój, ale jak ja tu trafiłam?
~*~
Zwaśnione Rody
http://konohasenjuuchicha.blogspot.com/
http://konohasenjuuchicha.blogspot.com/
Dita Finger
29. RASA DEMONÓW
Obudził ją chłód i zdrętwiała ręka. Zamruczała z niezadowolenia, podnosząc się do siadu i rozmasowując mrowiącą kończynę. Ziewając, obrzuciła spojrzeniem obozowisko i zauważyła, że prócz niej jest tylko Kazama. Zmarszczyła brwi zastanawiając się, gdzie poniosło Uchihę i jakim cudem nie poczuła jak wstał. Doprawdy, ten człowiek czasem zachowywał się jak duch.
—Twój kochaś poszedł się odświeżyć — odezwał się niespodziewanie Kazama, kucając i grzebiąc w palenisku.
— Przecież o nic nie pytałam — żachnęła się, mrużąc oczy z poirytowania. Nie podobało jej się, że demon zdawał się czytać z niej jak z otwartej księgi. — I to nie jest mój kochaś — sprostowała, krzywiąc się na takie insynuacje.
— Jasne, jasne — przytaknął lekceważąco, powoli się prostując i idąc w stronę Liv. Na jego ustach błąkał się jakiś dziwny uśmiech, który momentalnie sprawił, że zwiększyła czujność. Nie miała wątpliwości, Chikage coś knuł, tylko pytanie co.
~*~
Meaning of Life
http://meaning-of-life-okeyla.blogspot.com/
http://meaning-of-life-okeyla.blogspot.com/
Okeyla
Chapter VI
Stałam na brzegu szczytu jednej z wielu wysokich, zdradzieckich gór w pobliżu - zaraz nad głębokim strumykiem. Ciepłe powietrze delikatnie drażniło moją skórę, wprawiając jednocześnie w ruch różowe, gęste włosy. Te co jakiś czas przysłaniały mi nieskazitelny widok. Na około energicznie latające ptaki, w zielonym nosidełku niemowlak, a przede mną - on. Jego twarz przyprawiała mnie o dreszcze, ale czułam dziwny spokój, który namacalnie mnie irytował. Przeszłam obok niego - stając bliżej brzegu. Powolnie, acz stanowczo spojrzałam w dół. Coś mnie tknęło, a wiatr jakby to wspomógł. Byłam wolna, spadając w przepaść, która prowadziła mnie do strumyka umieszczonego w oddali o niemalże kilometr. Nie bałam się, czułam błogość. Czemu więc miałam ochotę wybuchnąć płaczem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz